poniedziałek, 25 lutego 2013

Książka Armie

Hejka, tu Mrs. Armie.
Jakiś czas temu postanowiłam napisać książkę. Ale po jakimś czasie zrezygnowałam. Jednak nie mogę zapomnieć o podjętej pracy. Wrzucam tu prolog i dwa rozdziały, sami oceńcie.

PROLOG
    Stała nad ciałem. W ręce trzymała nóż z jeszcze świeżą krwią. Zrobiła to. Zabiła Roberta Parkera. Miał za swoje. A tak się bała, że stchórzy. Myślała, że nie zdoła zabić człowieka. Widać to nie takie trudne. Może kiedyś uda jej się zabić kogoś ważnego? Ha! To by było świetnie. Jak na razie popełniła swoje pierwsze morderstwo. Już czuła potrzebę kolejnego mordu... Nie miała nawet wyrzutów sumienia. Zabójstwa są wciągające... Nieważne. Ważne, że na razie pozbyła się problemu. Jej odwiecznego wroga. Wyrównali rachunki. I nikt nawet o tym nie wie...

                    Rozdział I
    Weronika Kubus była zła. Właściwie to Weronika Kubus była wściekła. Już na samą myśl o nowej szkole denerwowała się. Musieli ją przenieść. Dobrze, że chociaż poczekali z tym do końca roku, zostało jej jeszcze pięć dni. Była niemal dorosła, miała siedemnaście lat a jednak nikt nie liczył się z jej zdaniem. Dorośli nigdy jej nie słuchali. Nawet gdy się mylili a ona miała rację.
    - Weronika! Chodź tu skarbie!
    Głos mamy wyrwał ją z zamyślenia. Szybko odstawiła butelkę z wodą w którą się wpatrywała i założyła szlafrok. Była godzina jedenasta, czyli dla Weroniki bardzo wcześnie. W szkole nazywana przez nauczycieli ''Leniem patentowanym'' szczyciła się również sławą sportsmenki. Tak, była dobra. Nie raz zdażyło jej się wygrać z kimś starszym od siebie. A nie wyglądała na taką. Była dość drobna, metr sześćdziesiąt wzrostu, dość długie nogi, zgrabna pupa, brzuch płaski. Niezbyt szeroka w ramionach. Ładna twarz, niebieskie oczy i pełne usta. Czarne pofarbowane (za zgodą mamy i taty) włosy spływały swobodnie na jej ramiona, jednak postanowiła je spiąć. Ach, no i jej biust. Była zadowolona ze swoich piersi;  nie były za duże ani za małe. Czuła się dobrze i atrakcyjnie. Przejrzała się w lustrze. Wyglądała całkiem...
    - Weronika! Rusz się! Masz dziesięć minut żeby coś zjeść i się ubrać!
    Znowu się zamyśliła. Na szczęście zawołała ją mama. Znów by się spóźniła.
    - Już idę! Podwieziesz mnie?
    - Jak nie zdążysz...
    - Jestem już na wpół rozebrana, zaraz zejdę!
    Faktycznie, zdążyła już zdjąć spodenki z piżamy. Szybko wsunęła się w swoje ulubione czarne starte dżinsy i ubrała lekko poszarpaną czerwoną koszulkę z napisem ''Keep Calm and Carry On''. Do tego jakiś czarny sweter. Idealnie. Nawet jej adidasy jakby się uśmiechały. Wreszcie na nogach! Znów przejżała się w lustrze. Jest OK. Nie była do końca rockowcem, chociaż tak się często ubierała. To zależało od jej nastroju. Jednak mimo wszystko w jej MP3 królowały takie zespoły jak Guns N' Roses, Linkin Park, Red Hot Chilli Peppers, Green Day czy AC/DC. Oczywiście to nie wszystkie zespoły jakie lubiła. Czasem zdażało jej się sięgnąć do  Robbie'ego Williamsa. W ogóle słuchała co popadnie. Uniwersalnie. Myśląc o muzyce od razu zapakowała MP3 do torby z książkami i zeszła na dół. Mama już czekała przy stole, kładła plasterki sera na kanapki. Zrobiła jej ulubione kanapki na śniadanie. Mama wie co dobre.
    - Cześć córeczko! - powitała ją kobieta i cmoknęła w policzek. Dziewczyna udała, że się uchyla, jednak i tak otrzymała całusa.
    - Hej mamo. Tata już w pracy?
    - Tak, podwózł Roberta i Frankiego. Ciebię zabiorę ja.
    - Dzięki mamo.
    Dziewczyna cieszyła się, że mama ją podwiezie. Nie będzie musiała iść przez kilka ulic w towarzystwie dwójki braci-debili. Nie przepadała za nimi, byli złośliwi i smarkaci. Jaka szkoda, że to jej rodzeństwo. A gdyby tak ich zabić? Niee, to rodzina, nie są tego warci. Lepiej pospieszyć się do szkoły. Może dzisiaj się nie spóźni? Oby, perwsza jest fizyka, a pan Pascal nie jest zbyt miły dla spóźnialskich. Wogóle nie jest miły. Ciągne by tylko o Pascalu rozmawiał, i to tylko z tymi których lubi. I stąd ksywka Pascal. Od jego chorej fobii. Głupek. Weronika już od początku roku czuła, że go nie polubi. Większość uczniów czuła to samo. Tylko ci ''dobrzy uczniowie'' go doceniali. Ba, nawet LUBILI! Tfu.
    - Weronika, nie gap się na te kanapki tylko jedz! A z resztą, i tak zaraz się spóźnisz, chodźmy. Zjesz w aucie.
    Mama ZNOWU wyrwała ją z zamyślenia. Normalne. Ona zawsze siedzi jak głupia i gapi się w coś a mama przywołuje do porządku. Złapała kromkę i wybiegła za mamą na podjazd. Było lato, nie potrzebowała kurtki. Za to auto tak. Cholerne gołębie. Jak zwykle nowo umyte auto zostało ciepło ''przywitane'' wśród wszechobecnego ptactwa. Ale trudno, trzeba wsiadać. Szkoła niestety nie poczeka. Tak jak Pascal. Drogę przebyły w milczeniu. Gdy samochód zatrzymał się na parkingu pod szkołą, mama się odezwała.
    - Przyjechać po ciebie po szkole? Dzisiaj kończymy o tej samej porze...
    - Mamo! - przerwała jej córka - Nie jestem już dzieckiem. Przejdę się z koleżankami.
    - No, w porządku, chociaż...
    W jej głosie wciąż było słychać wahanie. To niedobrze.
    - Spokojnie, nie będę rozmawiać z nieznajomymi, przechodzić na czerwonym świetle ani dokuczać młodszym i emerytom. Okay?
    - Dobrze. Tylko szybko. A teraz idź bo się spóźnisz.
    - Dzięki mamo!
    I tyle. Niemal codziennie tak wyglądały ich rozmowy. Przynajmniej rano, bo po obiedzie temetem z reguły była szkoła. Albo problemy. Albo chłopcy... Takich rozmów Weronika nie lubiła. Rodzice pakowali się w jej życie z buciorami nie skorzystawszy nawet  z wycieraczki! Ale trudno, to na razie najmniejszy problem. Większy (całe metr sześćdziesiąt pięć!) czeka teraz na nią w sali 23.
    Tuż pod salą Weronika zatrzymała się by złapać oddech. Trzeba się przygotować. Wyciągnęła z plecaka MP3 i słuchawki. Posłucha na lekcji. Może jeszcze przeczesze włosy? Przecież i tak ma 10 minut spóźnienia...
    - Tu jesteś nygusie! Do klasy, ale już!
    Pascal. Kolejny okropny poniedziałek. Najwyraźniej dzisiaj się zasiedział w pokoju nauczycielskim. Złapał ją. Cholera! Gdyby nie była taka lekkomyślna i postanowiła wejść  od razu zastałby ją w ławce. A tak? Jak zwykle. Ochrzan...
    - Już wchodzę panie Pa... Panie Fredrich.
    Dobrze, że nie powiedziała na niego ''Pascal''. Przynajmniej dzisiaj uniknęła jedynki. A tak obiecywała spędzić ostatnie dni w tej szkole jak prawdziwa, porządna uczennica. Trudno. Weszła po cichu za nauczycielem do klasy. Nikt nie zareagował na jej obecność. Wszyscy wiedzieli, że się spóźni. Jak co dzień. Jedynie obecność nauczyciela coś zmieniła. Rozmowy ucichły, nieznacznie, jednak wystarczająco by Pascal się nie czepiał. Codzień to samo. ''Dzień dobry''. Obecność. Ochrzan dla spóźnionych (oczywiście prawie zawsze Weronika). Pytanie przy tablicy. Nudne wykłady. Czasem kartkówka...
    - Boże, Wera! Gapisz się na tablicę jakby tam Robert Pattison siedział! A może siedzi? O mój Boż! A z resztą, do tego ciacha wrócę w domu. Wera, opowiadaj jak tam weekend! Halo!
    Milena już się rozklekotała. Była to jej najlepsza przyjaciółka. Siedziały razem na każdej lekcji. A zaraz za nimi dwiepozostałe przyjaciółki: Angelika i Samanta. Każda była inna. Jedna wysoka, druga niższa. Trzecia szczupła a czwarta pyzata. Blonynka (Angelika), brunetka (Samanta), rudzielec (Milena). No i farbowana czerń, czyli Weronika. Normalnie Weronika była spokojna, jednak przy przyjaciółkach zmieniała się w szaleńca. Z resztą one też. Razem były jak zwierzątka z cyrku. Szalały gdy tylko miały publiczność. Czasem robiły z siebie pośmiewisko. Tylko Angelina robiła to z klasą. Córka bogatego tatusia, zawsze błyszczała. Klasowa gwiazda. Milena za to była jej przeciwieństwem; zawsze dres, rozpuszczone włosy, cięty język. Lubiła pyskować. I kochała Roberta Pattisona. Samatna pełniła rolę mediatora grupy. Była w połowie hinduską. Inteligentna i niezawodna. Weronika uważała się za szczęściarę. Miała najlepsze przyjaciółki pod słońcem. Trzeba się przywitać.
    - Cześć dziewczyny - powiedziała - Jak tam?
    - Hejaa! Super a u ciebie? - odpowiedziały koleżanki zgodnym chórkiem. Pewnie to ćwiczyły, skubane...
    - W porządku, chodziaż zostało nam tylko pięć dni.
    - Taak, to straaasznie maało! - wyjęczała ze smutkiem Angelika.
    - Będziemy tęsknić! Taaak bardzo! - do jęków dołączyła się Milena.
    - Boż, Angela, Mili, zamknijcie się. Pascal gapi się na was jak na zielone...
    Angela wystraszyła się.
    - Aż tak widać mój cień do powiek?! Rozmazałam się?!
    Wysztkie koleżanki wybuchły śmiechem. ''Gwiazdeczka'', jak ją czasem nazywały, potrafiła je rozbawić, chociaż robiła to nieświadomie. Tylko nauczyciel nie rozumiał powodu śmiechu dwóch tylnych ławek.
    - Może podzielicie się z całą klasą waszą zabawną nowiną?
    Tym razem głos zabrała Weronika.
    - To chyba nie możliwe. Żaden dziadek nie rozumie nastolatek!
    W klasie rozległ się pomruk niedowieżania. Nieliczni zaczęli się śmiać. To dziewczyn nagle dotarło: Weronika nazwała nauczyciela ''dziadkiem''. Błąd.
    - Dwie ostatnie ławki! Do odpowiedzi!
    - Jeżeli będzie pytał pan ławki to na czym będziemy pisać? - odpyskowała Milena. Pascal cały spąsowiał. Jak one śmiały? Tego już za wiele!
    - Wszystkie cztery! Do dyrektora!
    - Tak jest generale!
    Czwóka spokojnie spakowała się i wyszła, wciąż jeszcze chichocząc. Takie sytuacje na lekcjach lubiły. Dopiec Pascalowi - największa rozrywka większości uczniów. No, prawie. Oprócz jego dobrze uczących się pupilków. Ale to nic. Ich też się pognębi, aż im nauka uszami wypłynie razem w połową mózgu...
    - Wera byłaś dobra!
    - Nieziemska!
    - Coś niezwykłego...
    - Dzięki. Tak jakoś mi przyszło z tym dziadkiem... Ale to i tak nic. Riposta Mili była miażdząca. Myślałam, że go wbije w podłogę! Serio!
    - Ej, czekajcie! - wtrąciła się Angelika - Serio idziemy do dyra? Jeszcze trochę i będę mu musiała zatańczyć by nie powiadamiał rodziców!
    Widząc rozbawione twarze towarzyszek, nieco się zdenerwowała.
    - Serio! Nie rozumiecie? Rodzice powiedzieli, że jeszcze kilka wybryków i pójdę do internatu! Debilki, to nie jest śmieszne. Ale wy tego nie zrozumiecie, wasi rodzice są spokojni, zwyczajni, łągodni... Ale w sumie moi mają kasę... Właśnie! Idziemy na zakupy?
    - Nie taki głupi pomysł. Ale teraz?
    - No a kiedy?! Przecież mamy pieniądze.
    - Dobra, dobra...
    Dziewczyny wymknęły się ze szkoły. Czas na zakupy! A jeśli rodzice się dowiedzą? Niee, dyrektor do nich nie zadzwoni bo nawet nie wie, że miały przyjść. A jeśli Pascal mu powie? Zapyta czy były? Nie, ten stary gbur już pewnie jest zajęty opowiadaniem o fizie...

                    Rozdział 2
    Ciekawe co te ładne dziewczyny robią tu o tej porze? Chyba za wcześnie na kończenie lekcji, dopiero dziewiąta... A może zapytać? Sam nie wiem...
    Roberto siedział na ławce w centrum handlowym i rozmyślał. Przed nim kręciły się cztery dziewczyny: brunetka, blondynka, ruda i czarna. Tylko ta czerń to akurat chyba była farbowana? Bo zbyt piękna... Jedna w dresie, druga w sukience z cekinami, trzecia ubrana zwyczajnie. A czwrta? Dżinsy, bluzka i sweter. Ciekawe... Trzeba zapytać co tu robią. On sam był na czymś w rodzaju ''wagarów''. Uciekł dzisiaj z pracy, na przerwie. Potrzebował przerwy, takiej dłuższej niż 15 minut. No i proszę. Nie dość, że odpoczął to jeszcze pozna piękne dziewczyny. Były niepełnolenie, ale to nic. Ile mogą mieć? Szesnaście? Siedemnaście? W obliczu jego dwudziestu siedmiu lat to niedużo. Chyba nie ma co liczyć na zaufanie? Może przynajmniej się zaprzyjaźnią? Potrzebował TAKICH znajomych. Dawno przecież już nie... Tak, zagada, pozna, polubi...
    - Hej dziewczyny! Wszystko w porządku? O tej godzinie takie osoby jak wy powinny być w szkole...
    Samanta wystraszyła się nie na żarty. Jakiś obcy facet ją zaczepił. No i jeszcze jedno: Jeśli ktoś się dowię, że uciekła, jej hinduski ojciec zrobi jej taką awanturę, że się nie pozbiera. Trzeba wiać. Musi się wykręcić. Zaraz coś się wymyśli...
    - Wiecie, ja już muszę wracać. Powiem w domu, że źle się czułam. To pa!
    Jej koleżanki popatrzyły zdziwione na odchodzącą Samantę. Co jej się stało? Pewnie się wystraszyła gniewu rodziców za wagary. A co jeśli nie? A jeśli się nie dowiedzą? Weronika zaczęła się zastanawiać. Jeżeli to ma związek z tym całkiem przystojnym kolesiem, który idzie w ich stronę? Chociaż, skoro przystojny to by nie uciekała... A tam, nieważne. Ten ziomek tu idzie, ciekawe po co?
    - Hejka, laski. Zapytam raz jeszcze bo chyba nie zrozumiałyście. Co tu robicie? Czemu wasza koleżanka sobie poszła?
Angelika postanowiła przemówić w imieniu wszystkich dziewczyn.
    - Źle się poczuła. Jesteśmy tu na wagarach, bo na fizyce...
    - Angel! Zamknij się! A ty koleś się nie interesuj!
    Milena powstrzymała Angelę przed wyjawieniem prawdy. Z nieznajomym tak gadać! Debilizm! Typowe zachowanie Angeli. Jeszcze brakowało by ten facet zadzwonił do szkoły i wszystko powiedział dyrowi...
    - Przepraszam, jestem ciekawski. Z resztą ja też jestem na czymś w rodzaju wagarów. Urwałem się z pracy. Skoro wszyscy jesteśmy zbiegami, to powinniśmy się lepiej poznać, nie? Żeby jakby co móc sobie pomóc.
    Głos ponownie zabrała Angela.
    - Ile masz lat?
    - Dwadzieścia siedem. A wy?
    - Siedemnaście. Przystojny jesteś. Może się skusimy...
    - Dzięki - Roberto mrugnął do dziewczyny - Jestem Roberto. A wy..?
    - Jestem Angelika, to jest Milena i Weronika. A ta co uciekła to Samanta. Chyba się wystraszyła. Myślała, że zadzwonisz do szkoły i nakablujesz. - teraz to ona puściło oczko.
    Roberto roześmiał się przyjaźnie.
    - Więc zapraszam na kawę. Jest tu dobra kawiarnia.
    - Właściwie to ja też muszę już iść. Cześć! - powiedziała szybko Milena. Nie polubiła typa. Bała się. Ale nie będzie ostrzegać koleżanek. Niech się uczą na błędach, pomyślała i odeszła w stronę domu. Nie będzie randkować z obcymi. Lepiej wracać do domu. Też wymyśli jakąś wymówkę dla rodziców.
    - Zaraz i wy uciekniecie! Zanim tak się stanie, porwę was na kawę. To byłaby duża strata, bez waszego towarzystwa...
    Mężczyzna objął pozostałe dziewczyny i pociągnął w stronę kawiarnii. Obie spojrzały po sobie. Weronika była nieco niepewna, lecz widząc zadowolenie i pewność siebie koleżanki uspokoiła się. Skoro taka podejżliwa dama jak Angela jest spokojna, to nic się nie stanie. No nie? Zobaczymy...
W jego głowie kłębiły się myśli. Jak by je tu dorwać? Ta blondi była strasznie łądna, ją na pierwszy ogień weźmie. Uda się, trzeba tylko pokombinować. Przecież ztego był znany.  Pod innym imieniemi nazwiskiem, ale znany. Z okrucieństwa i bezlitosnych tortur. Wszystko przez ojca! Jego też zabił... I zabije ponownie! Udowodni swoją wartość, choćby miał wybić cały kraj. Właśnie, a gdyby tak prezydenta? Może kiedyś. Teraz czeka go wyzwanie z dwójką nastolatek. Urządzi je najlepiej jak potrafi. O tak...

    - A więc pracujesz w gazecie? Super...
    Siedzieli przy stoliku, popijając kawę. Orzyjaciółki obok siebie, Roberto naprzeciwko nich. Właśnie skończył opowiadać o swoich zainteresowaniach, danych osobowych i pracy. Dziewczyny wcześniej powiedziały mu conieco o sobie. Nie za dużo, żeby pytał.  Wtedy można oskarżyć o ciekawoś, albo odpowiadać. Przynajmniej taki plan miała Angelika. Według niej był przystojny... Może kiedyś...
    - Tak, w gazecie. Czym się intresujecie?
    - Sport, czytanie, słuchanie muzyki. - wymieniła Weronika.
    - Czego słuchasz?
    Tu wtrąciła się Angelika.
    - Ona to tylko jakieś AD/CC czy tam inne takie...
    - AC/DC... - mruknęła Weronika.
    - No właśnie, sam rock! Albo ten, ''Dzień Ziemi''?
    - Green Day!
    - No, zielonych też kocha!
    - Angela! Przestań...
    - Spokojnie, nie musicie się kłucić! To ciekawe czego słucha, Angela, jesteś wybuchowa! Ja też czasem sięgam do zielonych... - mężczyzna przerwał dyskusję zanim przyjaciółki się na prawdę pokłóciły i obraziły na siebie.
    - Serio?! Jaki album lubisz najbardziej? - zdziwiła się Wera.
    - ''American Idiot''. Taka rockowa opera, ale ciekawe.
    - Sam jesteś opera... - mruknęła pod nosem dziewczyna, niezadowolona z odpowiedzi. Nie znał się na muzyce. Ten okleś ją coraz bardziej denerwował. Na szczęście jej koleżanka już zajęła rozmową TEGO TYPA. Przynajmniej nie musiała się do niego odzywać. Na razie.
    - Jeeej, widać, że chodzisz na siłownię! Jesteś super!
    - Daj spokój, ty też jesteś super! Wyglądasz na wysportowaną...
    - Wiesz, ja raczej dobrze wyglądam, niż ćwiczę...
    - Co masz z WFu?
    - Dwa. Ale takie mocne.
    - To pięknie, kotku!
    Weronika poczuła mdłości. ''Jesteś super!'', ''ty też'', ''To pięknie, kotku!''... KOTKU?! Ten koleś ewidentnie podrywał Angelę, tylko jak ją ostrzec? Wera zaczęłą się zastanawiać, czasem przysłuchując się rozmowie. Od początku czuła, że ten kolo jest nie tego. Nawet Milena i Samanta zdawały się tak myśleć, skoro uciekły... Może zrobiły to tylko ze względu na szkołę i rodziców?
    - Werciu, Roberto mnie odprowdzi, dojdziesz do domu sama?
    Głos przyjaciółki wyrwał ją z zamyślenia. Znów się zamyśliła. Zaraz! Ona powiedziała, że ten typ ją odprowadzi? Nie! Trzeba coś wymyślić... No bo co zadziała na Angelikę lepiej od największych przystojniaków? Oczywiście...
    - Ale miałam z tobą porozmawiać... Wiesz, babskie sprawy, miałam taką plotkę...
    Angelice nie trzeba było dwa razy powtarzać.
    - Serio?! Wybacz, Roberciku, kteczku! Jeszcze się spotkamy, mamy nasze numery, zadzwonię, albo ty... OK?
    ''Koteczku''? Tfu!
    - No jasne, to do zobaczenia! - powiedział zrezygnowany mężczyzna i odszedł. Gdy obejżał się i był już pewny, że nie usłyszą, zaczął mamrotać do siebie.
    - A już ją miałem! Kurde, ta, jak jej tam... Weronika jest dziwna, wkurzająca. Wszystko by się udało, gdyby nie ona! Ale ją też usidlę, bez problemu. Pokażę jej jeszcze! Może pozwolę jej patrzeć jak zabijam Angelę? Chociaż, żal takiej ładnej buzi... NIE! Ja się nie zakocha! Jestem psychopatycznym mordercą i nie dam się pokonać nastolatkom! Ledwie uciekłem z więzienia siedząc za zabójstwa, a już mam wracać? Nie, w więzieniu mi się nie podobało. Zbyt ciemno, ciasno, cicho... Chce słuchać wrzasków ofiar, a nie błagań o uniewinnienie więźnniów! Taak, dorwę i Angelikę i Weronikę! Obe są ładne, godne zwieńczenie kolekcji... Chociaż to jeszcze nie jest jej koniec. Póki żyję, będę ją poszerzał...
Szkoda, że nie wiedział, jak go urządzi kiedyś jedna z nich...

    Tymczasem dwie ładne dziewczyny szły chodnikiem przez miasto. Jedna w spodniach,  bluzce i swetrze, a druga w  sukience z cekinami. Zawzięcie o czymś  dyskutowały o czym świadczyły ich gesty i miny. Plotkowały.
    - Więc to jest ta plotka?
    - Tak.
    - Ekstra, przekażę dalej, zobaczymy jak Paula spąsowieje gdy dotrze do niej plotka o niej samej! Ha! Uwielbiam to! O! To już mój dom? No to idę.
    - OK. To pa Angie!
    - Pa kochana! Buzi!
    Dziewczyny rozstały się pod domem Angeliki. Pożegnały się i Weronika poszła do domu. Rozmyślała o Robercie, lecz nie o jej bracie, tylko facecie z kawiarni. Może trzeba było pójść w ślady Mili i Samanty i odejść? Nie, dobrze, że została. Gdyby coś się stało Angelice, czułaby, że to przez nią. Sam na sam z takim człowiekiem? Tfu, dorosły facet i nastolatka to nie jest najlepszy duet. Dobrze, że została...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz